Świadectwa

Świadectwo na YouTube

Dzień dobry. Chciałbym podzielić się z Wami, krótko swoją historią życia. Powiedzieć o tym kim jestem, co robię i w co wierzę. Dzieciństwo wspominam dość dobrze tzn. miałem kochających rodziców, którzy tak jak umieli, chcieli mi zapewnić dobre, dostatnie i szczęśliwe życie. Byłem fanem swojego taty, jeździł dużym autobusem zabierając mnie w swoje trasy i zasadzał mnie na pierwszym siedzeniu, w weekendy natomiast zabierał mnie do lasu na polowania, często zostawał królem strzelców, miał charyzmatyczną osobowość, ludzie go słuchali i szli za nim bo to co robił wykonywał z prawdziwa pasją i wiedział co robi. Chodził twardo po ziemi i nie załamywał się z byle powodu a tak przynajmniej to wyglądało… Kochałem swojego tatusia (bo tak się do niego zwracam do dziś) był dla mnie thebeściakiem, jednak miał małą jedną delikatną rysę na szkle przejętą w „spadku” po przodkach,? Lubił sobie wypić!. Rzeczy które zwykłem oglądać jako mały chłopiec zupełnie nie pasowały do mojego obrazu świata i myślenia o moim tacie, jego zachowanie na trzeźwo było całkowicie inne niż gdy był pijany, z kochającego troskliwego dla mnie mistrza świata zamieniał się w innego człowieka. To były dla mnie koszmarne chwile, kiedy się o niego bałem i o jego życie, modliłem się wtedy tylko żeby mój tatuś nie umarł bo go kocham. Jednak z czasem pojawiał się taki lęk i niepokój z którym nie umiałem sobie poradzić. Zacząłem uciekać w subkulturę w moim przypadku „metalową” pełną takich dzieciaków jak ja którzy szukali ujścia swoich frustracji i odrzucenia w grupie z której próbowaliśmy wykrzesać siłę do życia oddając się jakiejś głupiej filozofii i słuchać prymitywnej muzyki, pełnej agresji. Cała moja kasa szła na płyty, kasety koncerty i …piwo. Sam zaczynałem popijać bo tak mogłem chociaż na krótki czas zapić swój lęk i niepewność i totalną nieśmiałość. Myślałem że znajdę w subkulturze tzw. prawdziwych przyjaciół „do końca życia”. To się przestało udawać więc całkowicie oddałem się zupełnie szczerze i z oddaniem związkowi z dziewczyną, który trwał trzy lata. Myślałem że złapałem „Pana Boga za nogi” , jednak ten związek rozpadł się mimo że zaangażowałem się w niego całym sercem i jeszcze na tamten czas, nie miałem problemu z uzależnieniami.Trudno mi było się po tym pozbierać i ztym pogodzić. Mój misternie konstruowany światek się zawalił, przez pół roku słabo mi było jak chodziłem, straciłem gdzieś tzw. energie życiową, więc w swoim jakże wyuczonym planie unikania cierpienia i bycia szczęśliwym za wszelką cenę dałem się złapać ofercie „raju na ziemi” która oferuje każdemu jedna z sekt pseudochrześcijańskich, żywo od wielu lat funkcjonująca nanaszym terenie zwabiając takich rozbitków jak ja swoją jedyno zbawczością i ekskluzywnością przynależności, co było domeną do niedawna naszej „polskiej” i międzynarodowej katolickiej wiary ( na szczęście od II soboru watykańskiego to się zaczyna zmieniać). Zawsze wierzyłem w Boga, trudno mi było chwycić teorię, że wszystko samo jakoś się ukształtowało i stało się, nie wiadomo po co, a jednak i oto jestem. W swych poszukiwaniach Boga i sensu życia zostałem nawet ministrantem w miejscowym klasztorze, gdzie poznałem „brata” zakonnego który mówił nam ministrantom dużo o tym że Jezus nas kocha. Wtedy nie byłem gotowy przyjąć tej miłości, jakoś nie uznawałem już autorytetów, były dla mnie „dwulicowe” wszystkie bez wyjątku (a więc i Bóg). Po wspaniałym nieudanym związku, próbach szybkiego „wybawienia” w sekcie i subkulturowych buntach byłem już tak wypłukany z siebie że zacząłem szukać odmiennych stanów „szczęścia” spełnienia i wybawienia w narkotykach. Kiedy byłem podekscytowany i chciałem więcej, brałem kokainę i amfetaminę, czułem się wtedy jak młody bóg, wyobrażałem sobie niestworzone rzeczy jakim jestem supermenem i superbohaterem naszych czasów!!?:) Nie potrzebowałem szukać Boga bo sam czułem się „boskiego rodzaju”, z czasem przyjaciół też nie potrzebowałem bo miałem najlepszych: amfa, wóda i po zabiegach imprezowych xanax, relanium i inne oxazepamy- tabletki szczęścia dla wszystkich, legalnie hurtowo wypisywanych prawie każdemu przez „lekarzy dusz” i innych podobnych, co pomagało jak się mocno trząsłem na zjazdach z tych „boskich” substancji. W związku z tym że teraz „substancje zmieniające świadomość” stały się moim mottem i receptą na wszystko zostałem przeszczęśliwym właścicielem sklepu monopolowego z barem w centrum Konina. Miałem niezłe pieniądze, BMkę 7 żeby się dowartościować jak każdy dzieciak alkoholowych hardcorowców i kasę na odwiedzanie przybytków „szybkiego spełnienia w miłości”. Im mocniej tym słabiej się czułem. Kiedy byłem sam bez swoich przyjaciół Pani amfy, kolegi Wódeckiego i Profesora Xanaxa, zaczynałem tracić apetyt na przeżycie. Poczucie winy, pustka, całkowicie nierozwiązywalna neurotyczna osobowość moich czasów była w agoniiiiiiiii. 5 prób samobójczych. Podczas jednej nie udanej, lekarz bał się do mnie podejść bo uważał że „jestem nie możliwy, z medycznego punktu widzenia i życia”. Nawet mama powiedziała że ten Kolega u góry mnie jeszcze nie chce. Tata gdy znalazł strzykawkę w pięknej atramentowej drukarce fimy HP, sam przestał pić, w szoku znienawidził jakoś, kumli od picia i tego stylu życia. Chociaż tak mogłem „zemścić” się podświadomie na najbliższych że kiedy ich potrzebowałem nie zawsze byli obecni. Stałem się „Panem destrukcji i księciem chaosu”:) który niszczył wszystko na swojej drodze bo skoro zawodzili mnie własni rodzice, tzw. przyjaciele oraz pierwsza  miłość to postanowiłem zniszczyć wszystko. Skrzywdziłem mnóstwo ludzi, najbardziej najbliższych bo tak wygląda ten teatr autodestrukcji w którym z czasem zasiadłem w pierwszym rzędzie…. Ostatnie skrawki i naleciałości mojego człowieczeństwa krzyczały Eli Eli lama sabachtani(Boże mój. Boże mój czemuś mnie opuścił) ale to tak naprawdę ja dałem się zwieść różnym iluzjom i kłamstwom którymi się raczymy w nadziei że zakamuflujemy ból istnienia, braku miłości, sensu, prawdy, poczucia spełnienia i innych wzniosłych haseł, bez których jednak ciężko żyć, tak naprawdę. Załamałem system rodzinny który wcześniej sam mnie załamywał, straciłem kolejną dobrą pracę, kolejne pieniądze, kolejną duszę rozmieniłem na drobne. W końcu narkotyki które już musiałem zażywać dożylnie żeby uzyskać „boskiego” kopa i inne medykamenta doprowadziły mnie do totalnej depresji, napadów lęku i totalnego załamania nerwowego. Po nie udanej próbie przejechania samochodem służbowym zakrętu na ulicy Broniewskiego pod wpływem wszystkich możliwych dla mnie tzw.”substancji psychoaktywnych”J z prędkością 100 km/h i ucieczce z miejsca zdarzenia, straciłem kolejną dobra posadę gdzie zarabiałem dobre piniądze. Udałem siępoczątkowo ze strachu na terapię alkoholową 6 tygodniową, podczas której zostawiła mnie ówczesna dziewczyna, gdy zauważyła że skończony ze mnie „człowiek”. Wcześniej miałem próby poskładania się, pracowałem w bankach w Poznaniu i Płocku, chciałem jakoś sam sobie pomóc. Jednak po terapii kiedy byłem trzeźwy pierwszy raz od 7 lat (codziennie byłem pod wpływem czegoś) zaczęły do mnie wracać zapomniane już przeze mnie emocje te pozytywne ale też ból i strata, totalne poczucie klęski i wyrzuty sumienia ze złych kierunków które obrałem i doprowadzały mnie znowu na skraj przepaści mojej duszy (depresji). Miewałem po odstawieniu prochów jakie brałem takie napady lęków że bałem się wychodzić z domu przed zmierzchem, powiązane to było ze wstydem i hańbą którą odczuwałem robiąc tak złe rzeczy i krzywdząc tylu ludzi a najbardziej siebie. Zawołałem do Boga pewnej listopadowej nocy: Boże zabierz mnie mam już tego dosyć, nie wyrabiam, poślij anioła śmierci albo coś, jak na życzenie zaczęło się coś dziać, dla mnie dziwnego, a więc przez kilkadziesiąt minut miałem jakby marzenie na jawie, przeleciały przez moją świadomość obrazy od dzieciństwa do teraźniejszości -złych rzeczy, które zrobiłem, kiedy komuś ubliżyłem, kopłem, skłamałem, wykorzystałem itp nawet pewne rzeczy których nie pamiętałem w świadomości, przy każdej takiej historii, czułem wstyd i totalny wewnętrzny „psychiczny” ból, na koniec tego filmu usłyszałem wyraźny głos „jeśli teraz umrzesz będziesz tak cierpiał 10 razy mocniej wiecznie”. Tak się wystraszyłem że poleciałem do miejscowego znanego księdza, bo wiedziałem już że istnieje życie po śmierci i że ze mną nie jest zbyt dobrze, i muszę koniecznie się poprawić.Z czasem zostałem zaproszony na chrześcijańską grupę wsparcia dla osób uzależnionych, gdzie poszedłem z ciekawości. Znałem już program Anonimowych Alkoholików sam z niego korzystając jakiś czas, byłem na dobrych terapiach ale korciło mnie zobaczyć, co na ten temat mają do powiedzenia chrześcijanie którzy jak się określają – wierzą w nadprzyrodzone działanie Ducha Św. także w naszych czasach. Pomyślałem sobie, kolejna sekta w moim życiu, gdyż słyszałem jak osoby obecne na spotkaniu mówiły że „Jezus je uwolnił”, „były ochrzczone Duchem Świętym” albo że Jezus ich po prostu uzdrowił z choroby alkoholowej (uzależnień). Na początku trochę sięz nich nabijałem, myślałem „uczepili się tego Jezusa bo tak jak ja stracili wszystko i muszą się jakoś pocieszyć”. Mimo wszystko „coś” mnie jednak do nich ciągło, w końcu widziałem że normalnie starają się żyć, pracować, cieszyć życiem i że nic z tego nie mają o czym mówią oprócz „satysfakcji.” Zacząłem sam czytać ewangelie, gdzie widziałem jak wszyscy którzy przychodzili do Pana Jezusa z wiarą, byli uzdrawiani lub uwalniani z różnych ludzkich i demonicznych opresji, chorób i zniewoleń. Sam zapragnąłem bardzo mocno, tak się zbliżyć do Boga, zrozumiałem że moim problemem nie są tylko liczne uzależnienia ale generalnie grzech w moim życiu, zresztą Pismo Święte mówi nam że każdy z nas jest grzeszny, wystarczy choćby pierwsze przykazanie „Nie będziesz miał innych Bogów oprócz mnie!” któż z nas go w swym życiu nie raz, nie złamał!? Czasami ważniejsza jest po prostu forsa, lans, kariera, władza, blaski…no i sex. Wszystko to jest potrzebne ale w odpowiedniej równowadze. Pismo Święte uczy, że jeśli Jezusa uczynisz swoim Panem to wtedy zbawiony będziesz (wybawiony też z grzesznych zależności które odbierają nam prawdziwą wolność). Tak naprawdę Bóg stworzył nas do zdrowej zależności od samego siebie, dla naszego dobra, jeśli tą równowagę tracimy to chcąc nie chcąc wpadamy w zależności od innych rzeczy (niewolę) zazwyczaj kariery, pieniędzy, władzy i seksu…czasami prochów, wódy i komputera czy jakiegoś hobby. Kiedy przeprosiłem Boga za swoje grzechy, a było to 7 lipca 2008 roku w sobotę w nocy i modliłem się usilnie, przypomniał mi się obrazek z książeczki do nabożeństwa po mojej mamuśce jak Pan Jezus wyciągał tonącego Św. Piotra z wody, kiedy ten próbował chodzić po wodzie, jak jego mistrz, tak samo jak on wyciągnąłem rękę i powiedziałem:” Panie zabierz mi te wszystkie grzechy i daj wolność od tych złych rzeczy a pójdę za Toba nawet na śmieć, ale już nie chcę tak żyć”. Nic się praktycznie nie stało, dopiero w niedzielę nad ranem około 3 może 4 godziny, ktoś wszedł do mojego pokoju mimo że nie otworzyły się drzwi… poczułem niespotykaną radość, szczęście i tyle miłości że nie mogłem tego ogarnąć ani emocjonalnie, ani rozumem…to przyszedł sam Pan stworzenia w osobie Jezusa z Nazaretu, wiedziałem całym sobą że to jest Ten który chodził po ziemi i czynił dobrze wszystkim, którzy byli pod władzą i niewolą grzechu. Płakałem codziennie ze szczęścia przez kilka m-cy, nawet ludzie z miejscowego kościoła myśleli że mi odbiło;), a jednak byłem wolny od lęków, depresji, nałogów i czułem że mam w sobie nowe życie. (Pismo Święte nazywa to nowym narodzeniem z Ducha Świętego i każdy kto chce być zbawiony musi się kiedyś narodzić na nowo; patrz Ewangelia Jana 3 rozdział). Ten sam Pan Jezus w myślach pokazał mi że mam takie samo powołanie jak św. Piotr, mam iść i mówić dobrą nowinę o Jezusie, który jest w stanie uleczyć twój każdy grzech, każdą słabość a nawet chorobę tylko dzięki wierze i zaufaniu mu z całego serca. Możesz być największym grzesznikiem, być na totalnym życiowym zakręcie a Boża łaska, Jego bezgraniczna i bezinteresowna miłość może cię uleczyć!!! I wyprostować na WIEKI wieków amen. Niech Cię dobry nasz Ojciec w niebiesiech błogosławi i udzieli Ci obfitości we wszystkim. Tak mnie dziś naszło i napisałem, jak komuś pomoże to Chwała Bogu!:)